Poland
This article was added by the user . TheWorldNews is not responsible for the content of the platform.

Jeżdżę rowerem, bo...: Iwona Marcinkiewicz

Iwona Marcinkiewicz, brązowa medalistka olimpijska z Igrzysk w Atlancie

Wsiadając na rower, udaje mi się zostawić tzw. małpi umysł na chodniku. Jako człowiek, do którego przylgnęła łatka osoby kreatywnej, przyznaję, że wiele tzw. dobrych pomysłów przychodzi do mnie w ruchu. Rzadko osiągam taki stan przyjemnego skupienia na „tu i teraz”, jak podczas jazdy. W świecie, w którym wszystko musi być na wczoraj, to luksus porównywalny z polegiwaniem na plaży. Co więcej, nic tak nie dodaje mi mocy sprawczej, jak uniezależnienie się od rozkładów jazdy w najbardziej deszczowej stolicy Europy. Lepiej być przemoczoną panią swojego losu niż suchą statystką w filmie „Nie doczekując się sześćdziesiątki czwórki”. W Brukseli brakuje mi warszawskich ścieżek rowerowych, ale już Flandria, na czele z wybrzeżem, to prawdziwy raj dla cyklistów. Weźmy też klasyk: „Złodzieje rowerów” Vittoria De Siki. Po latach mentalnego treningu rower to dla mnie dziś także wolność od nieprzywiązywania się. Wszak pierwsza zasada rowerowego stoicyzmu (fatalizmu?) brzmi: nie ma takiego zapięcia, którego wprawione ręce rowero-kradzieja nie pokonają. Kolejny punkt to oczywiście ekologia.

Z uwagi na pracę za granicą żadne wyjeżdżone rowerem kilometry nie zmyją ze mnie grzechu generowania wysokiego śladu węglowego. Ale rower zaskakująco korzystnie wpływa na zero waste w mojej lodówce. Prędzej zjem dętkę niż dynia zakupiona w gospodarstwie Majlertów miałyby skończyć w koszu. I na koniec krętego wywodu – jest dla mnie w jeździe na rowerze coś nostalgicznie-romantycznego. To pewnie powikłanie po ukłuciu się piórem Andrzeja Bobkowskiego, pierwszego cyklisty wśród polskich literatów. W jego „Szkicach” znajdziecie jedną z najpiękniejszych napisanych po polsku scen miłosnych. Tylko nie kartkujcie, trzeba do niej cierpliwie dojechać.