Jak pojechałem do miasteczka South Park i nie zastałem tam nikogo, czyli ćwierć wieku jednego z najsłynniejszych seriali na świecie.
A miało być tak pięknie! Z głośników wrzeszczał wokalista zespołu Primus, a wynajęty samochód toczył się przez wypłowiałe łąki, odgrodzone od pobocza cienką metalową siatką. W oddali majaczyły Góry Skaliste. Droga stanowa numer 285 prowadziła z Denver, największego miasta w stanie Kolorado. Aż wreszcie przywitał nas szyld: "Witamy w South Park".
Minęliśmy przydrożną restaurację Taco Bell, parterowy, obity sidingiem budynek, na którym pulsował neon "bar" i przy którym jedni parkowali swoje pikapy, a inni – konie. Wreszcie historyczne centrum South Park, które od reszty miasta różni się tylko tym, że nie wolno tu wjechać samochodem. Każde miasteczko w okolicy wygląda bardzo podobnie, jakby wyjęto je z westernu, ale do South Park przyjeżdża się w poszukiwaniu śladów czwórki, która rozsławiła to miejsce na cały świat. Gdzie są Stan Marsh, Kyle Broflovski, Eric Cartman i zakapturzony przyjaciel Kenny?
