Poland
This article was added by the user . TheWorldNews is not responsible for the content of the platform.

Trzy bóle głowy Chin. „Nadal stoją po stronie Rosji, ale już nie tak twardo”

PROF. BOGDAN GÓRALCZYK: Wojna w Ukrainie to nie jest żadna proxy war, czyli prowadzona przez podstawione pionki – jak uważa wielu ekspertów. To jest prawdziwa wojna, w której bezpośrednio zaangażowane jest jedno światowe mocarstwo nuklearne i drugie wraz z sojuszem NATO. A inne mocarstwa, jak Chiny, Indie i Japonia, obserwują to bardzo uważnie. Rozpoczęła się brutalna gra sił i interesów.

Dwa największe organizmy gospodarcze na globie, czyli Stany Zjednoczone i Chiny, stawiają sobie w tej grze zarzuty. U nas bardziej słyszymy te amerykańskie. Ale chińskie brzmią nie mniej donośnie, szczególnie w Azji czy na szeroko rozumianym światowym Południu. Jesteśmy na ten konflikt skazani. Zapoczątkował go Donald Trump w 2018 r. wojną handlową i celną. Prezydent Biden zwiększa presję na Chiny, czego dowodem jest jego ostatnia wizyta w Korei Południowej i Japonii, gdzie od dekad stacjonują amerykańscy żołnierze.

Wojnę w Ukrainie poprzedziło spotkanie Putina z Xi Jinpingiem i ogłoszony 4 lutego manifest, który zapowiedział tworzenie nowego ładu światowego. Czy po czterech miesiącach można powiedzieć, jak on może wyglądać?

– W dniu otwarcia zimowych igrzysk w Pekinie Władimir Putin i Xi Jinping wydali wspólny komunikat, z którego wyłania się zarys nowego ładu opartego na zderzeniu liberalnego świata zachodniego z nieliberalnymi autokracjami. Te autokracje – szczególnie Chiny – uważały, że są sprawniejsze i wydajniejsze od chylącego się ku upadkowi Zachodu. Putin uznał, że może zrobić swoje i zaatakował Ukrainę, ale nie dokonał blitzkriegu, nie wygonił nawet z Kijowa Wołodymira Zełeńskiego. A co najbardziej zdumiewające, choć nie chciał rozszerzenia NATO, to będzie miał ponad 1300 km dodatkowych z nim granic, gdy do Sojuszu przystąpią Finlandia i Szwecja.

Po tym, co się stało, naród ukraiński na pewno już nie zwróci się w kierunku Rosji. Z punktu widzenia Chin najistotniejsze jest jednak niebywałe zjednoczenie Zachodu i to pod kuratelą amerykańską.

Nie wiemy, kiedy skończy się wojna w Ukrainie i jak, ale dwie rzeczy można powiedzieć już na pewno: Rosja wyjdzie z tego konfliktu osłabiona, może nawet przestanie być mocarstwem światowym, a największym zwycięzcą mogą okazać się Stany Zjednoczone. Co zwiększa chiński ból głowy.

Czytaj też: „W Putinie nie ma cienia człowieka. To postać ulepiona z KGB-istowskich wzorów niczym z plasteliny”

Putin i Jinping zapewniali, że przyjaźń rosyjsko-chińska nie ma granic, we współpracy nie ma stref zakazanych, a NATO to zideologizowany przeżytek zimnej wojny. To były aspiracje hegemonów, a teraz Chiny zdają się stać cicho z boku.

– Ten dokument jest już z innej epoki.

24 lutego 2022 roku rozpoczęła się zupełnie nowa era i wszystko wciąż się w niej zmienia. Sprawdza się stara zasada, że wojnę łatwo jest rozpocząć, ale cholernie trudno jest ją kontrolować, a jeszcze trudniej zakończyć.

W komunikacie z 4 lutego Chiny poparły postulaty Putina, żeby nie rozszerzać NATO, ale zrobiły to po swojemu – warunkowo. W zamian chciały mieć poparcie Rosjan w zwarciu dla nich najważniejszym, żeby Amerykanie nie tworzyli nowych sojuszy wojskowych na terenie Azji i Pacyfiku. A w zeszłym roku utworzyli dwa: QUAD z Japonią, Australią i Indiami oraz AUKUS z Australią i Wielką Brytanią. A teraz, kiedy Chińczycy zrozumieli, że wynik wojny wcale nie jest pewny, znowu wycofali się na pozycje obserwatora. Nadal stoją po stronie Rosji, ale już nie tak twardo, jak to brzmiało 4 lutego. Są ostrożni, nie chcą wysyłać Kremlowi broni.

Czego najbardziej się boją?

– Sankcji podobnych do tych, które uderzyły w Moskwę. Rozszerzają jednak swoje sojusze. Przy ich wsparciu przyjęto w ubiegłym roku Iran do Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Zabiegają też o Indonezję, rysując jej perspektywę wejścia do grupy BRICS, czyli Brazylii, Rosji, Indii i Republiki Południowej Afryki. Sięgnęły już od 2020 roku po regionalne wszechstronne partnerstwo gospodarcze w regionie Azji i Pacyfiku (RCEP). I w tych sojuszach Chiny chciałyby utrzymać Rosję jako ważnego partnera. Jeśli wyjdzie osłabiony z konfliktu w Ukrainie, będzie łatwiej trzymać go na lejcach. Problemem może być to, że Rosja zostanie powalona na deski przez braci Kliczko i innych albo pogrąży się w chaosie. Wtedy z ważnego sojusznika w konflikcie z Zachodem stanie się dodatkowym kłopotem, który będzie musiał się wyciągnąć za uszy z bagna. To jest największy strategiczny problem Chin, bo oni patrzą na Ukrainę, ale w tyle głowy mają Tajwan i Morze Południowochińskie. To tam toczy się największa rozgrywka między dwoma światowymi kolosami.

Jeszcze 30 lat temu oba kraje miały podobną wartość PKB, ale dziś dochód narodowy Rosji jest dziesięciokrotnie mniejszy niż Chin. To jak pakt smoka z chudnącym niedźwiedziem.

– Dlatego podejrzewam, że kiedy tylko chińscy stratedzy ocenią, iż wielkim zwycięzcą wojny mogą okazać się Stany Zjednoczone i NATO, to z propozycjami mediacji między Rosją a Ukrainą będzie wychodził nie tylko prezydent Turcji Erdoğan, ale również same Chiny, niejako w samoobronie. Jako jedyny podmiot mają dźwignie nacisku na Kreml. Pamiętajmy, że Rosja od XVII stulecia, od kiedy rozpoczęła ekspansję na Daleki Wschód, aż do rozpadu ZSRR była „wielkim bratem” dla Chin, a teraz jest dokładnie odwrotnie. Teraz jest junior partnerem, dostarczycielem surowców energetycznych, drewna i żywności, który rozwija się zdecydowanie wolniej i ma słabiej zmodernizowaną gospodarkę.

Czytaj też: „To jest jedyny wybór: albo Rosja dozna wielkiej klęski, albo czeka nas kolejna wojna”

Putin ma nadzieję, że to Chinom będzie sprzedawał surowce, których zakup ogranicza Unia, ale nie da się tego szybko zrobić. Europa zablokowała dostawy gazu z Rosji przez Nord Stream 2, a gazociąg Siła Syberii 2 do Chin – o takiej samej mniej więcej przepustowości – powstanie dopiero za trzy lata. W krótkim terminie Moskwa może być pozbawiona sporej części wpływów.

– To kolejna sprawa, w której Putin okazał się przeciwskuteczny. Europa odwraca się od rosyjskich surowców, wojna doprowadzi do przyspieszonego przejścia na alternatywne źródła energii. Ale może okazać się, że te surowce energetyczne wcale nie są aż takie ważne również dla Chin, bo one również dokonują w przyspieszonym tempie zielonej rewolucji. W ciągu dekady, półtorej świat zmieni się gruntownie. Wtedy Rosja, która już dawno na Zachodzie została zdefiniowana jako stacja benzynowa z arsenałem nuklearnym, straci swoje największe źródła dochodów. To też wymusi zmianę myślenia o przyszłości tego kraju, ale to nie nasz kłopot.

W ciągu dekady, półtorej świat zmieni się gruntownie. Wtedy Rosja, która już dawno została zdefiniowana jako stacja benzynowa z arsenałem nuklearnym, straci swoje największe źródła dochodów – prof. Bogdan góralczyk

W ciągu dekady, półtorej świat zmieni się gruntownie. Wtedy Rosja, która już dawno została zdefiniowana jako stacja benzynowa z arsenałem nuklearnym, straci swoje największe źródła dochodów – prof. Bogdan góralczyk Fot.: Krystian Maj/FORUM / Forum

Ale Chiny to jednak nasz kłopot i całego świata. Coś zacina się w ich gospodarce, która od 20 lat nieprzerwanie rozwijała się, napędzając światowy wzrost, a teraz produkcja i sprzedaż detaliczna spadają, bezrobocie jest najwyższe od dwóch lat.

– Chiny mają trzy bóle głowy. Pierwszy to Tajwan, który był osią sporu jeszcze w czasie wizyty Richarda Nixona i to widać w słynnym komunikacie, nad którym Henry Kissinger spędził trzy doby z chińskimi negocjatorami, zanim się niby dogadali, ale zachowując odrębność stanowisk w tej kwestii. Tajwan był też najważniejszym tematem podczas normalizacji stosunków w czasie Jimiego Cartera. Problem wyciszono, bo USA i Chiny najpierw wspólnie rozbijały ZSRR, a potem Amerykanie koniecznie chcieli wejść na otwarty po 1992 roku wielki i chłonny rynek chiński. Okazało się jednak, że Chińczycy na tym więcej skorzystali i wtedy obudził się w sensie politycznym Donald Trump i od tamtej pory mamy już strategiczną rywalizację. I znowu na plan pierwszy wysunęła się kwestia Tajwanu, który władze w Pekinie uważają za swoją wewnętrzną sprawę, a Waszyngton definiuje go jako swój niezatapialny lotniskowiec. W Chinach i USA o Tajwanie słyszymy prawie codziennie, u nas nie, bo zagłuszył to drugi ból głowy Chińczyków, czyli interwencja Putina w Ukrainie, która bardzo skomplikowała położenie Pekinu na arenie międzynarodowej. Trzecim bólem jest to, że niespodziewanie wczesną wiosną okazało się, że chińskie szczepionki nie działają na nową odmianę wirusa – omikron. Najpierw wprowadzono lockdown na południu Chin, a 28 marca w 26-milionowym Szanghaju, który odpowiada za prawie 4 proc.PKB i blisko 20 proc. eksportu.

Bank inwestycyjny Nomura oceniał, że jeszcze niedawno całkowitym lub częściowym lockdownem było objętych 45 miast o populacji blisko 400 milionów osób, które wytwarzają łącznie 40 proc. PKB.

– Przywódca Chin uparł się, by prowadzić politykę „zero tolerancji dla covid”. Doprowadziło to nawet do fermentu politycznego, który robi się coraz ciekawszy. Komunistyczna Partia Chin na swoim XX zjeździe miała ceremonialnie koronować Xi Jinpinga na trzecią kadencję, czyli dożywotniego jedynowładcę. A tu sytuacja gospodarcza robi się coraz bardziej dramatyczna.

Chiny mogą mieć problem z tym, żeby osiągnąć planowany na ten rok wzrost gospodarczy 5,5 proc. PKB, co by znaczyło, że po raz pierwszy od 1990 r. rozwijają się wolniej niż Ameryka. Problemy ekonomiczne mogą być zapowiedzią problemów politycznych?

– Chińska filozofia rządzenia zakłada, że zawsze najważniejsze jest państwo, a łącznikiem między państwem a niebiosami zawsze był syn niebios, czyli cesarz. Dziś jest to Xi Jinping. Jeśli cesarz rządzi dobrze, to ma mandat niebios, ale jeśli nie rządzi dobrze – to lud się oburza i mu ten mandat może odebrać. Myślę, że nie jesteśmy jeszcze na tym etapie, ale zaczęły się pojawiać zwiastuny, że rząd robi coś nie tak. Głos zabrał nawet zepchnięty dawno temu na boczny tor premier Li Keqiang, który ma inną wizję rozwoju Chin. Jego druga kadencja kończy się w przyszłym roku, ale może wskazać swojego następcę. Wtedy nie będzie jedynowładztwa, a krajem może rządzić tandem – najwyższy przywódca i bardzo silny premier.

Rosja może stać się kulą u nogi Chińczyków, którzy zaplanowali doścignąć gospodarczo Stany Zjednoczone w 2027-2028 roku.

– Rozstrzygnie się to w dziedzinie wysokich technologii, w rozwoju sztucznej inteligencji, wyścigu w kosmosie i o pierwiastki ziem rzadkich, bez których nie ma postępu naukowo-technicznego, a Chiny mają tu przewagę konkurencyjną. Inny scenariusz jest taki, że dojdzie do czegoś, o czym zaczęliśmy mówić dopiero w czasie pandemii – do światowego rozwodu i powstanie świat chiński i świat amerykański, w jednym będzie ruch lewostronny, a w drugim prawostronny. Obyśmy tylko jednym pasem nie zmierzali w tym samym kierunku, bo wtedy dojdzie do czołowego zderzenia.

Czy Zachód może wprowadzić embargo na wysokie technologie dostarczane do Chin?

– Niestety, nie ma jednego Zachodu, nawet wobec Rosji. Kanclerz Niemiec Olaf Scholz zapowiedział 27 lutego zmiany polityki wobec Rosji, werbalnie przełom nastąpił, ale w praktyce widzimy, że to nie działa. Ciągle czekam na podobne wystąpienie Scholza w sprawie Chin, bo to przecież one, nie Stany Zjednoczone, są najważniejszym rynkiem zbytu dla niemieckich fabryk samochodów. Połowa unijnego eksportu do Chin sprzed pandemii to eksport niemiecki. Ciągle w tej sprawie nie mamy również jasnego stanowiska Francji, ale rozumiem, że czekamy, jak prezydent Macron wypadnie w wyborach do zgromadzenia parlamentarnego.

Jaki pan przewiduje scenariusz?

– Słyszę bezustannie różne scenariusze wygłaszane przez ekspertów militarnych i politologów i śmieję się w kułak. Przecież Rosjanie mogą jutro użyć niekonwencjonalnej broni i będziemy mieć nowy rozdział historii. W czasie wojny bardzo trudno narysować właściwy scenariusz, bo często jest tak, że to jej przebieg decyduje o tych, którzy ją rozpoczęli, a nie ich wola.

Wojnę możesz zacząć na własne życzenie – jak pisał Machiavelli w „Księciu” – ale nie zakończy się na twoją prośbę.

– Dokładnie tak. Dopóki jest Putin i siłowiki, to nic się w tej wielkiej rozgrywce nie stanie. Natomiast ktokolwiek będzie następcą Putina, to przed Rosjanami stanie geostrategiczne pytanie: z kim oni chcą być. Z Chinami są teraz blisko, ale to jest związek jak w chińskim powiedzeniu: śpią w jednym łóżku, ale mają różne sny. To jest małżeństwo z rozsądku. Pytanie, czy silne Chiny nie wystąpią kiedyś z roszczeniami terytorialnymi wobec Rosji. Mam kilka tomów chińskich ksiąg z mapami pokazującymi, ile car zagarnął im ziem. Ta sprawa kiedyś może wypłynąć, ale na pewno nie w czasie wojny w Ukrainie.

Bogdan Góralczyk jest profesorem Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego. Politologiem, sinologiem i dyplomatą, który wiele lat spędził na Węgrzech, Filipinach, w Tajlandii i Birmie

Czytaj też: „Wyszła na jaw mizeria Rosjan. Straszyli na defiladach, a okazało się, że g… mają”