Poland
This article was added by the user . TheWorldNews is not responsible for the content of the platform.

Podejście do negatywnych emocji a ryzyko depresji. Jest związek

Gdybyśmy zapytali kogoś odczuwającego trudne, nieprzyjemne emocje, zapewne miałby na myśli takie stany, jak smutek, rozczarowanie, wstyd, złość, poczucie winy. Mimo że każda z tych emocji jest inna, to poczucie dyskomfortu jest bardzo istotne. Bo choć są one często nieprzyjemne i możemy starać się ich unikać – to jednak pojawiają się w istotnych momentach, niosąc ze sobą niezwykle ważne informacje, pomocne w nawigowaniu naszych kolejnych zachowań i potrzebne z perspektywy naszego przetrwania. Pojawiający się wraz z nimi dyskomfort ma nas informować, że sytuacja, w której się znajdujemy, nie jest dla nas optymalna, i że aby go w przyszłości uniknąć, powinniśmy wprowadzić pewne zmiany. Może to dotyczyć naszego otoczenia, ale również schematów, wedle których działamy.

Mechanizm ten pomaga nam w codziennym życiu weryfikować sposoby działania i podejmować ryzyko konieczne do wprowadzenia nowych rozwiązań. A wszystko po to, żeby przy kolejnym podejściu nie doświadczyć ponownie tego samego nieprzyjemnego uczucia (choć prawdopodobnie i tak wiele razy ten cykl będziemy musieli powtórzyć, zanim wprowadzimy adekwatne zmiany w naszym funkcjonowaniu). Dlatego jeśli np. spotkania z przyjaciółką za każdym razem kończą się kłótnią, to wiem, że następnym razem zapewne też tak będzie. I ta sytuacja będzie się powtarzać, o ile ja bądź moja przyjaciółka nie zmienimy zachowania. Przecież trudno kolejny raz robić to samo i spodziewać się innych rezultatów.

Możemy próbować ten dyskomfort ignorować, a wręcz tłumić, przez co np. przestaniemy w pełni wyrażać się w naszej relacji. Możemy też próbować pojawiające się smutek, wstyd czy złość zagłuszać, np. korzystając z używek, zamykając się na doświadczenia z nimi związane. Może to prowadzić do życia poza emocjami – przestaniemy odczuwać sygnały z nich płynące, takie jak dyskomfort, napięcie w mięśniach czy przyspieszone bicie serca. W perspektywie długofalowej mogą pojawić się poczucie izolacji od swojego ciała i choroby autoimmunologiczne.

Ciemne strony psychologii pozytywnej

W ostatnich latach w psychologii zachodniej obserwujemy coraz większe zainteresowanie rolą pozytywnych emocji w naszym życiu, określane mianem psychologii pozytywnej. Uśmiechnięte i zadowolone twarze to również nieodzowna część mediów społecznościowych i reklam. Można powiedzieć, że nasze kulturowe wzorce promują pozytywne postrzeganie rzeczywistości i myślenie o nas jako istotach, które mają dążyć do nieskończonego źródła radości i sukcesów. Co w dodatku ma być w zasięgu ręki (a przynajmniej kilkuset złotych).

Jednak obraz ten ma kilka rys. Izraelska socjolożka Eva Illouz sugeruje, że w całym tym podejściu istotny jest również czynnik polityczny, który wykorzystuje fakt, że ludzie skupieni na pozytywach zatracają umiejętność krytycznego myślenia, przez co przestają stawiać opór, podawać w wątpliwość działania polityków czy koncernów. Stają się podatni na manipulacje i łatwo sterowalni.

Jednocześnie, choć nakłady na magazyny i książki o tym, jak być szczęśliwym, są ogromne, w ostatnich latach mierzymy się z niespotykaną dotąd falą zachorowań na depresję. Jeszcze przed pandemią koronawirusa te wskaźniki były alarmujące, a zaburzenia depresyjne uplasowały się na samym szczycie listy chorób z najwyższym odsetkiem umieralności (w wyniku samobójstw), tak teraz WHO ogłasza zagrożenie pandemią chorób psychicznych.

Analiza czynników związanych z zapadalnością na depresję sugeruje, że osoby z kręgu kultury zachodnioeuropejskiej są nią bardziej zagrożone niż te pochodzące z innych kręgów kulturowych. Ciekawe porównanie zostało przeprowadzone przez badaczy Petera Kuppensa i Brocka Bastiana ze współpracownikami. Przyjrzeli się oni tej kwestii w dwóch odmiennych regionach świata: Europie Zachodniej i Azji Południowo-Wschodniej. Analizując dane dotyczące zapadalności na choroby psychiczne (schizofrenię, depresję), zauważyli, że o ile liczba zachorowań na schizofrenię w tych dwóch obszarach była bardzo podobna, o tyle liczba osób chorujących na depresję w kręgu zachodnioeuropejskim była znacznie wyższa niż w południowo-wschodniej Azji. Aby zrozumieć, z czego mogą wynikać te różnice, badacze zaczęli analizować m.in. podejście do roli negatywnych emocji i okazało się, że jest ono diametralnie różne.

W kulturze zachodnioeuropejskiej emocje negatywne były postrzegane jako coś, czego powinniśmy unikać, efekt porażki, stan niepożądany, związany z niewydolnością. Osoba doświadczająca emocji negatywnej stara się jak najszybciej z niej wyjść i uniknąć towarzyszącego jej dyskomfortu. Badacze pokazali również, że presja związana z potrzebą odczuwania tylko pozytywnych emocji powoduje, że osoby, które już doświadczały negatywnych emocji, miały poczucie nieadekwatności swojego stanu wobec panujących norm, co jeszcze wzmacniało negatywne doznania z nimi związane.

Natomiast w kulturze południowo-wschodniej Azji podejście do emocji bardziej przypomina przepływ i zmianę. Założenie jest takie, że w naszym życiu pojawiają się zarówno pozytywne, jak i negatywne emocje, i są one naturalną częścią naszego ludzkiego doświadczenia. Jeśli jest dobrze i czujemy szczęście czy spełnienie – to powinniśmy pamiętać o tym, że ten stan przeminie i pewnie znów będziemy czuć się nieco gorzej. Ale ta zmienność jest wpisana w życie. Dlatego kiedy czujemy się źle, to też jest OK – bo przecież smutek, rozczarowanie, niezadowolenie to naturalne elementy naszej egzystencji. W tym podejściu pojawia się przekonanie, że los się odwróci i znowu poczujemy się dobrze.

Dopaminowa huśtawka

Kiedy przyjrzymy się neuronalnym mechanizmom emocji, wydaje się, że to model emocji oparty na równowadze pomiędzy emocjami pozytywnymi a negatywnymi (Azja), a nie ten eskalujący rolę emocji pozytywnych (Zachód) jest lepiej dopasowany do biologicznych procesów leżących u podłoża naszego zachowania.

W naszych doświadczeniach emocjonalnych istotną rolę odgrywa cząsteczka nazywana dopaminą. W świetle najnowszych badań powinna być ona kojarzona głównie z motywacją, oczekiwaniem na nagrodę, ale również układem nagrody, przez co pośrednio jej poziom wiąże się z przyjemnością. Co do zasady – kiedy czujemy się dobrze – odczuwamy pozytywne emocje, nasz system nagrody jest silnie stymulowany właśnie dopaminą. Czyli im więcej dopaminy, tym silniejsza aktywacja układu nagrody i w konsekwencji przyjemności (tu istotną rolę odgrywają również endogenne opioidy), poczucia zadowolenia i tego, co określamy jako szeroko rozumiane pozytywne emocje.

Problem w tym, że nasz mózg przyzwyczaja się do danego poziomu dopaminy i to, co wcześniej sprawiało nam przyjemność, nie jest w stanie ponownie tak silnie stymulować układ nagrody. Czyli jeśli doświadczyłam dużo przyjemności w ostatnim tygodniu, załóżmy, spotkałam się z przyjaciółmi, obejrzałam komedię, zjadłam czekoladę, to te wszystkie czynności podwyższą poziom dopaminy, ale również sprawią, że mój mózg się do takiego poziomu dopaminy skalibruje, i jeśli w kolejnym tygodniu powtórzę te wszystkie czynności, to nie przyniosą one oczekiwanej – tak silnej jak za pierwszym razem – przyjemności. Co więcej, jeśli w następnym tygodniu nie stworzę odpowiedniej liczby sytuacji stymulujących mój system nagrody, to mój poziom dopaminy może zacząć spadać do stanu wcześniejszego, będę go odczuwać jako nieprzyjemny i interpretować jako np. rozdrażnienie, smutek – czyli jako emocje negatywne. Mechanizm dopaminy działa w ten sposób, że im bardziej wywinduję swój poziom dopaminy, tym silniej będę odczuwała jej niedosyt.

Sinusoidalny charakter naszych emocji poddał analizie Peter Kuppens wraz z zespołem. Osoby uczestniczące w badaniu (zdrowe, niedoświadczające trudności ze zdrowiem mentalnym) raportowały o swoich emocjach kilka razy dziennie przez kilka tygodni. Okazało się, że zgodnie z badaniami nad dopaminą odczuwały one emocje negatywne i pozytywne w sposób proporcjonalny. Czyli jeśli miały tendencję do intensywnego przeżywania emocji pozytywnych, to pojawiające się u nich emocje negatywne również oddziaływały na nie z dużą siłą. Natomiast osoby, u których emocje pozytywne nie były zbyt silne, nie odczuwały również bardzo silnych negatywnych emocji. Dodatkowo im mniejsze amplitudy w emocjach pojawiały się u danej osoby, tym mniejsze było ryzyko pojawienia się u niej zaburzeń psychicznych. Oznacza to, że jeśli mamy tendencje do przeżywania euforii, to najprawdopodobniej kiedy ten stan przeminie, doświadczymy „doła”. Natomiast jeśli będąc w bardzo pozytywnej sytuacji uśmiechniemy się i pomyślimy, że jest ona przyjemna, to kiedy sytuacja będzie nieprzyjemna, możemy odczuć dyskomfort, ale będzie on bardziej z zakresu nieprzyjemne niż potwornie bolesne. Wszystko więc wskazuje na to, że kluczowe jest nie to, jakich emocji doświadczamy, ale z jaką intensywnością na nas działają.

Czy zatem gonitwa za szczęściem jest pozbawiona sensu? Samo szczęście jest w znacznym stopniu ulotną chwilą, może zatem lepiej mówić o dobrostanie. To stan, w którym pojawia się szersze spektrum emocji, w którym potrafimy je zaakceptować i z nimi obcować, poukładać się, zgłębić mechanizmy pomagające nam je regulować. Dlatego następnym razem, kiedy doświadczymy wstydu, poczucia winy, gniewu, lęku, smutku i związanych z nimi bólu i dyskomfortu, nie uciekajmy i nie zagłuszajmy ich. Pobądźmy z nimi, pozwólmy im przekazać tę istotną informację, którą niosą ze sobą. Obserwujmy, jak się z czasem wyciszają i ustępują miejsca temu, co przyjemne, by znów mogły przeminąć. Nie przywiązujmy się do żadnego z tych stanów. Bo taka jest nasza natura.

Czytaj również: Jeśli ktoś nie zrozumie, że wpędza siebie w poczucie winy, będzie powtarzał: „Ludzie są wredni i życzą mi źle”

Dr Olga Kamińska - neuropsycholożka, badaczka i wykładowczyni na Uniwersytecie SWPS. Zaangażowana w badania nad neuronalnym podłożem emocji, motywacji i bliskich związków. Prowadzi wykłady i warsztaty. Autorka książki: „#Love. Jak kochać w XXI wieku”