Poland
This article was added by the user . TheWorldNews is not responsible for the content of the platform.

Czym różni się złość kobiet od złości wyrażanej przez mężczyzn

NEWSWEEK: Do czego jest nam potrzebna złość?

Agnieszka Mościcka-Teske: Wszystkie emocje, które pojawiają się w naszym przeżywaniu, ewolucyjnie pełnią określoną funkcję, są mądre i potrzebne. Złość to nasz wewnętrzny detektor tego, że jakieś nasze potrzeby są zablokowane, niezaspokajane albo trafiamy na przeszkodę w dążeniu do ich zaspokojenia. Drugą funkcją złości jest ukierunkowanie nas na zaspokojenie danej potrzeby. To sygnał, że należy podjąć jakieś działania.

Złość jest emocją proaktywną. Do jakiego działania nas motywuje?

– Złość aktywizuje nas nawet w wymiarze fizjologicznym, powoduje, że jesteśmy bardziej intensywni i wyraźni w zachowaniu. Podnosi się nam głos, szybciej poruszają się ręce, nogi, mimika jest wyraźniejsza, napinają się mięśnie, dłonie, a zęby się zaciskają. Z jednej strony aktywizuje nas do działania, a z drugiej sprawia, że w swojej ekspresji jesteśmy wyraźni dla otoczenia. Wysyłamy informację, na co się nie zgadzamy.

Czy złość musi iść w parze z agresją?

– Nie. Wyrażenie złości jest czymś innym niż bycie agresywnym. Agresja wobec drugiej osoby z definicji zakłada wyrządzenie jej krzywdy. Gdy pojawia się w nas złość z powodu niezaspokojonych potrzeb, niekoniecznie będziemy od razu sprawiać cierpienie innym. Nie ma więc bezpośredniego znaku równości między złością a agresją, ale często je mylimy w codziennym życiu. Złość jest emocją widzianą jako brzydka społecznie. Nie przepadamy za nią i chcemy być mądrzejsi niż nasi przodkowie, więc powstrzymujemy tę naturalną intensywność wewnętrznego przeżycia. Niestety, nie da się tego zrobić na tyle skutecznie, aby ją wyeliminować. Złość trzeba okazać. Kiedy tego nie robimy, doprowadzamy do przegrzania, wzrostu nadmiernego napięcia, co skutkuje wybuchem, często w formie agresji. Badania pokazują, że taki wybuch jest nieskuteczny, bo wcale nie zmniejsza poziomu wewnętrznej agresywności.

Wielu psychologów twierdzi, że złość jest emocją wtórną, a pod nią kryją się inne odczucia, takie jak wstyd, lęk, cierpienie.

– Emocje są ze sobą często powiązane. Do jakiego stopnia, to już zależy od właściwości indywidualnych każdego człowieka, czyli temperamentu, osobowości, ale i od stylu wychowania. Może być tak, że złość będzie emocją, która przykrywa smutek. Często obserwujemy taką zależność u osób psychopatycznych, które mają większy dostęp do złości, wyraźnego zachowania, czasem agresji, ale kiepski do doświadczania smutku. Inne osoby mogą mieć z kolei nieograniczony dostęp do smutku, ale ograniczony do złości. Tak będą funkcjonować osoby masochistyczne albo podporządkowane innym.

Tak też społecznie postrzega się kobiety, którym pozwala się na wyrażanie smutku, cierpienia, ale złości już nie, co doskonale widać na poziomie języka: „Złość piękności szkodzi”. A kiedy pozwalamy sobie ją wyrazić, jesteśmy uznawane za szalone, histeryczne, niekompetentne. Dlaczego?

– Rzeczywiście panuje takie założenie, które sprawia, że kobiety nie dają sobie prawa do wyrażania złości. Klasycznie przyjętą rolą społeczną kobiet, bazującą na wyposażeniu biologicznym, jest opieka i czułość. Według tego podziału rolą mężczyzn jest reagowanie na nagłe, ryzykowne sytuacje i szybkie działanie. Historycznie przypisujemy kobietom rolę opiekuńczą, czyli kogoś, kto zajmuje się współodczuwaniem, rozumieniem innych. Kiedy w życiu takiej osoby pojawia się inny rodzaj odczuwania emocji, na przykład złość, wściekłość, gniew, to staje się zagrożeniem dla standardowo przyjętej i bezpiecznej roli.

Warto zwrócić również uwagę na to, że złość jest niezwykle pierwotną emocją, pozwalającą nam przeżyć. Zmierza w kierunku życia i jego rozwoju. Takim obszarem jest też nasza seksualność, która w kulturowo-historycznym rysie była u kobiet represjonowana i nadal jeszcze jest. Wyrażanie złości łączy się więc z budzeniem się w nas energii podobnej jakościowo do seksualnej, która jest jeszcze społecznie nieoswojona. Z mojego doświadczenia gabinetowego wynika, że jeśli uaktywnimy u pacjentek obszar doświadczania wglądu we własną złość, i pozwolimy im na jej odczuwanie, to odblokują się także obszary seksualności. Nagle kobiety zaczynają czerpać większą satysfakcję z seksu, bo wreszcie pozwalają sobie czuć wszystkie emocje, w tym złość.

Do dziewczynek mówi się, że powinny być ciche, posłuszne i grzeczne. Jakie to ma konsekwencje dla wyrażania złości przez kobiety w dorosłości? Czy maskują ją innymi, bardziej społecznie akceptowanymi emocjami?

– W psychologii i pewnych nurtach psychoterapeutycznych mówi się o tym, że niedoświadczona lub niewyrażona złość może znaleźć ujście w poczuciu winy. W podejściu psychodynamicznym albo humanistycznym poczucie winy można metaforycznie nazwać gryzieniem samego siebie, bo niewyrażoną złość na kogoś odwracamy na samego siebie. Złość może także znaleźć wyraz na bardziej makrospołecznym poziomie w zwróceniu się kobiety przeciwko samej sobie. W efekcie obserwujemy brak samoakceptacji, katowanie się dietami, ćwiczeniami, konieczność poddawania się poprawkom swojego wyglądu. Jest to ciągłe poprawianie i naprawianie siebie, często w bolesny sposób.

Hamowanie złości odbija się też na nas psychosomatycznie poprzez różnego rodzaju bóle i napięcia.

– Pracuję z pacjentami, którzy borykają się z chronicznymi bólami głowy, poczuciem duszenia się, które w kontekście tego, o czym opowiadają w gabinecie, można połączyć z niezrealizowanymi potrzebami i odczuwaną złością. Pacjenci często przyznają, że po tym, jak wyrażą złość, nagle nie mają już tak częstych ataków czy bólów. Przedłużona w czasie niewyrażona złość może po prostu męczyć. Ukrywanie złości, żeby jej nie dopuścić do głosu, wymaga dużych nakładów energii. Człowiek jest wykończony tym, że coś go złości, ktoś przekracza jego granice, a on musi się powstrzymywać przed wyrażaniem tego, na przykład w pracy. To zatrzymanie w progach startowych potwornie męczy nasze ciało.

Jak z pani doświadczenia gabinetowego złość wyrażają mężczyźni? Czy możemy się czegoś od nich nauczyć?

– Z moich obserwacji wynika, że mężczyźni niestety nie mają specjalnej recepty na zdrowe wyrażanie złości. To, na co mogą nas jednak uwrażliwić, to aby wykorzystywać energię złości do tworzenia nowej jakości, a nie do konfrontacji z drugą osobą. Gdy już przychodzi etap konfrontacji z kimś, kto nas zezłościł, mężczyźni utrzymują pewien poziom napięcia i gotowości do złości po to, aby coś potem z niej zbudować. Złość przekształca się wtedy w odwagę. I tego mogłybyśmy uczyć się od mężczyzn, aby po indywidualnej konfrontacji czy wyrażeniu złości wykorzystać ją do podtrzymywania energii, aktywności i budowania.

Dobrym przykładem budowania jest złość zbiorowa kobiet, która w przeciągu ostatnich lat zaktywizowała nas do działania na rzecz wspólnych wartości, takich jak walka o prawo do decydowania o sobie, realizowania naszej wolności.

– Wraz ze złością zbiorową pojawia się pewien rodzaj wspólnoty w niezgodzie. Nasze złości indywidualne łączą się w grupową złość i ekspansywność. Kobiety podczas Strajku Kobiet czy ludzie sprzeciwiający się wojnie w Ukrainie wychodzą z domów i zawłaszczają swój kawałek świata. W tym pomaga nam pewien rodzaj dobrej, rozwojowej agresji. Daje poczucie wpływu na kształtowanie się świata. Działa tu również poczucie wspólnoty. Kiedy pokazujemy spójność postawy w Polsce czy w innych krajach, dajemy światu informację, że jesteśmy jednością. Ukraińcy, którzy obserwują obecną mobilizację i współpracę Polaków na rzecz pomocy uchodźcom, przyznają, że widok naszego wspólnego działania daje im poczucie większej jedności i spójności między sobą w Ukrainie. To daje nadzieję na to, że skoro my jesteśmy razem, to oni też powinni. W kontekście wojny i naruszania indywidualnych granic człowieka, państwa, to właśnie niezgoda budzi wewnętrzną złość, która przekształca się w zewnętrzne zachowanie.

A jednak podczas Strajku Kobiet pojawiły się głosy, że kobiety wyrażają złość w nieodpowiedni i wulgarny sposób. Skoro przez lata łagodne proszenie niczego nie dało, to jak inaczej walczyć o swoje?

– Jeśli ktoś idzie na negocjacje biznesowe w gronie naukowców, to nie będzie z nimi rozmawiać językiem emocjonalnym czy wulgarnym. Natomiast swobodna komunikacja na ulicy związana z nagłaśnianiem ważnych dla nas spraw jest jak najbardziej normalna. Wiąże się ona ze slangiem, którego używamy w incydentalnych kontaktach na ulicy wobec osób, których nie znamy, gdzie chcemy wyraźnie zaznaczyć swoją postawę. Kiedy jedziemy samochodem i ktoś zajedzie nam drogę, to też używamy niecenzuralnych słów, zamiast wyrażać swoją złość w trzech akapitach. I to samo dzieje się na strajkach. Jest to inna forma komunikacji, która wynika z kontekstu sytuacyjnego. Im krócej, konkretniej, dobitniej, tym bardziej jest to przekonujące. Pojawiają się głosy oburzenia ze względu na to, jak zmienia się komunikacja kobiet i o kobietach, zarówno społeczna, jak i publiczna. Przechodzimy w ciągu ostatnich dwudziestu lat rewolucję. Możliwość korzystania przez kobiety z różnych form wyrazu wymaga oswojenia społecznego. Na początku jest ona szokująca, jak każda zmiana. Kiedy mija już szok, zaczynamy zastanawiać się, czy tak powinno być, czy może lepiej wrócić do starego rozwiązania. Później następuje faza uświadomienia sobie, że nie da się wrócić do poprzedniej rzeczywistości i po tym zapada decyzja, czy wchodzimy w nową jakość, czy pogrążamy się w impasie.

Skoro ustaliłyśmy, że złość należy wyrażać, to jak robić to zdrowo? Jak wygląda modelowa konfrontacja z kimś, kto przekroczył nasze granice, ale nie chcemy przerzucić na niego całej naszej złości, tylko uznać własne emocje i je wyraźnie zakomunikować?

– Wszystkie znamy ten przepis, tylko nie stosujemy go na co dzień. Pierwszą zasadą jest to, aby nie pozwolić się tej złości kumulować. Nie przymykajmy oka na czyjeś przekraczające zachowanie. Warto być przytomną i zachować balans pomiędzy tym, kiedy reaguję, a kiedy odpuszczam. Większość z nas ma tendencję do odpuszczania. Jeśli wchodzi nam to w krew, w pewnym momencie nie będziemy mieć już siły na to, aby zareagować, a otoczenie przyzwyczai się do naszego braku reakcji i bierności. Zachowujmy więc świadomą równowagę. Jeśli chodzi o zdrowe wyrażanie złości, musimy uświadomić sobie, że to, co czujemy pod wpływem czyjegoś zachowania, to złość. Możemy to poznać po tym, co dzieje się z naszym ciałem. Zaciska się żołądek, serce szybciej bije, ściska nam się gardło. To nie jest łatwe, aby odróżnić to od smutku czy lęku. Ale nie ma innego sposobu, niż nauczyć się siebie. Wtedy będziemy umiały rozpoznać, kiedy się złościmy, jakim kodem mówi do nas naszej ciało. Kiedy pojawia się informacja z ciała lub głowy, bo na przykład nasze myśli stają się paniczne, szybkie, katastroficzne, to oznacza, że coś się dzieje. Niezwykle istotne jest pozwalanie sobie na pilnowanie swoich granic na co dzień, informowanie świata nawet w najdrobniejszych sprawach o tym, jak chcemy, żeby nas traktowano. Komunikowanie: „Proszę cię, zamknij drzwi” albo „Proszę, mów ciszej”. To drobiazgi, na które możemy wcześniej zwracać uwagę, jednocześnie uzewnętrzniając nasze potrzeby. Dzięki temu nie będą się one kumulować w środku, co poskutkuje eskalacją złości.

Jakiego języka używać, kiedy ktoś wyraźnie naruszył nasze granice?

– Używajmy spójnych środków wyrazu – werbalnych i niewerbalnych. Nasz głos powinien być wyraźny i ostry. Mówmy trochę dyrektywnie, krótko i dobitnie. Nie używajmy miękkich wyrażeń. Zamiast: „Czy mógłbyś?”, mówmy: „Nie rób tego”, „Nie życzę sobie tego”. Może być tak, że w rozmowie dojdzie do wybuchu złości. Nadal możemy uratować relację poprzez nieodnoszenie się do istoty człowieka, ale do jego zachowania. Nie mówić: „Jesteś bezdusznym i ograniczonym umysłowo kretynem”, tylko: „To, co zrobiłeś, odczułam jako bezduszne”. Jeśli atakujemy drugą osobę, to naturalne, że zacznie się bronić i nas atakować. Dlatego mówmy o zachowaniu. Możemy dodać do tego gesty, które podkreślają wagę, znaczenie i impet naszej niezgody i złości. Wyprostowana i strzelista postawa ciała, czasami podparte ręce pod boki, podniesiona głowa. To wszystko ma znaczenie, bo wysyłamy ludziom konkretną informację swoją postawą ciała. Jeśli chodzi o długofalowe strategie radzenia sobie z wyrażaniem złości, to warto zapoznać się z „Porozumieniem bez przemocy” Marshalla Rosenberga. Paradoksalnie otwieranie się, odsłanianie swoich uczuć i potrzeb, mówienie o trudnych emocjach pozwala zbliżyć się do drugiej osoby i zostać lepiej zrozumianym.

Czytaj także: Nie chcemy poczucia winy i „człowieka ukorzonego”. Ale kult samozachwytu też może nam zaszkodzić

dr Agnieszka Mościcka-Teske - psycholożka, terapeutka, interwentka kryzysowa, kierowniczka Zakładu Psychologii Klinicznej i Zdrowia Uniwersytetu SWPS w Poznaniu. Zajmuje się problematyką stresu i sposobów radzenia sobie z nim. Jest autorką programów prewencji zagrożeń psychospołecznych i autorką publikacji naukowych na temat stresu zawodowego i mobbingu

Kama Wojtkiewicz - dziennikarka, redaktorka i autorka podcastu „Sznurowadła myśli”. Z wykształcenia prawniczka i skrzypaczka. Absolwentka prawa na King’s College London i studentka psychologii na Uniwersytecie SWPS w Warszawie. Więcej informacji na stronie www.kamawojtkiewicz.com