pokaż komentarz
@lamentum: zacznijmy od tego, że zanim spróbowałem grzybów, ja nigdy wcześniej nie sięgnąłem po nic więcej marihuanę, którą zapaliłem dosłownie 2-3 razy (nie odpowiada mi jednak to doświadczenie).
Miałem wiele obaw, w tym również tą o byciu nazwanym ćpunem. Pochodzę z bardzo konserwatywnej rodziny, w której tematy narkotyków były zawsze tematem tabu i rozmawiało się o nich wyłącznie używając stereotypowego myślenia.
Zacząłem najpierw czytać. Bardzo dużo czytać. I zdałem sobie sprawę z tego, jak krzywdzące jest to stereotypowe szufladkowanie psychodelików. Zobaczyłem też, że psylocybina fascynuje od lat czołowych światowych psychiatrów, że prowadzone są na jej temat (również w Polsce przez PAN) szeroko zakrojone badania i że ma naprawdę wysoki potencjał leczniczy.
Książki też pozwoliły mi upewnić się co do tego, że nie ma mowy o możliwości uzależnienia się. To mnie ostatecznie przekonało.
Obecnie od kilku miesięcy stosuje mikrodawkowanie. I raczej planuje utrzymać ten stan. Większe dawki są według mnie dobre do rozważenia, kiedy akurat przeżywasz w swoim życiu jakieś trudności, z którymi nie potrafisz sobie poradzić. Psylocybina topi ego do zera, co pozwala na dużo lepszy wgląd w swoje problemy i zrozumienie ich.
Najgorsze przeżycie miałem pod koniec pierwszej podróży, kiedy zacząłem tak na serio obawiać się, czy ten mój stan kiedyś minie. Obawiałem się, że postradam zmysły i że już nie będę w stanie funkcjonować zawodowo. Ale to jest wyłącznie fejkowa projekcja. I jeśli raz to się zrozumie, to już nigdy nie da się na to nabrać.